– Nie byłem wyjątkowo utalentowanym bramkarzem – wyznaje nam na samym początku rozmowy Wojciech Szczęsny.
Wszystko wskazuje na to, że mówi szczerze choć trudno w to uwierzyć.
– Miałem po prostu dobre warunki fizyczne. Byłem tak zaprogramowany, że muszę sobie zapracować na cokolwiek. Byłem tak nastawiony na piłkę, że dobrze, iż mi coś w niej wyszło. W przeciwnym razie nie wiem, co bym mógł innego robić...
Łączy Nas Piłka: Nie przesadzaj, głupi nie jesteś, jakoś byś sobie poradził.No widzisz, teraz tak mówisz, bo jestem piłkarzem, który może się rozwijać dzięki podróżom na przykład. A na te podróże są potrzebne pieniądze, które zarobiłem jako piłkarz. Tak samo jak na wyjścia w różne ciekawe miejsca. To też rozwija, a na to potrzeba pieniędzy. W każdym razie, ja byłem tak zaprogramowany, że musiałem pracować więcej i ciężej niż inni.
Skąd to wiedziałeś? Od ojca?Bardzo często byłem w szatniach u mojego taty, jeździłem z nim na obozy. Pamiętam, że w Polonii Warszawa zorganizowano taki obóz, na który piłkarze mogli zabrać swoje rodziny. Widziałem, że rano wyjeżdżają na trening, że ciężko pracują, że razem jedzą posiłki, po to by budować atmosferę. Akurat wtedy byli z rodzinami, ale pomyślałem sobie: „Cholera, przecież zazwyczaj są bez tych rodzin. To spore poświęcenie”. Ja tego teraz nie czuję, bo nie mam dzieci, ale zdawałem sobie sprawę, że to nie jest łatwe. To mnie inspirowało do pracy. Dzięki Bogu nie miałem dostępu do internetu! Starałem sam siebie programować, żeby osiągnąć najwyższy poziom. Pamiętaj, że dla mnie tym „najwyższym poziomem” był poziom, który osiągnął mój tata. W dzisiejszych czasach przez nieograniczony dostęp do internetu, młodzi ludzie są wprowadzani w błąd. Życie piłkarza to nie są wille za basenem i szybkie samochody. To jest ewentualnie nagroda za ciężką pracę wykonaną wcześniej. Dzieciakom zbyt często przedstawia się piłkarzy jako celebrytów.
Ale dzięki temu zarabiacie więcej pieniędzy.To prawda, ale szczerze? Chętnie oddałbym 10 procent swoich zarobków za to, żeby nikt o mnie nie pisał tylko, żebym mógł robić to, co robię. Piłkarze powinni być idolami dzieci jako sportowcy. Jako ci, którzy dają przykład na boisku. Dzisiaj rola piłkarza jako tego, który wpływa na świadomość młodego człowieka, jest dużo większa. Trzeba być poprawnym politycznie, nie można powiedzieć tego, co się chce. Też kiedyś miałem swoich idoli i jak jakiś bramkarz powiedział w wywiadzie, że przed meczem je „to i to”, to byłem przekonany, że muszę robić to samo, żeby grać tak, jak on. Jeśli był ubrany w jasne, obcisłe dżinsy, to błagałem mamę, żeby kupiła mi jasne, obcisłe dżinsy, bo tak bardzo utożsamiałem się z tym kimś. Więc ja to rozumiem, ale uważam, że my – jako piłkarze – nie jesteśmy do końca świadomi tej odpowiedzialności i nie chcemy tego ciężaru. Młodzi ludzie chcą nas naśladować, a my przecież czasami robimy głupie rzeczy. Ale jako człowiek mam przecież prawo do zrobienia głupiej rzeczy. Obowiązują – nas jako piłkarzy – pewne normy profesjonalizmu, ale przecież jest mnóstwo głupich rzeczy, które można robić, a które nie wpływają na naszą formę. Też jesteśmy młodymi ludźmi i mamy prawo do swojego życia. Tylko nasz obraz jest w mediach kreowany troszeczkę inaczej.
To się jednak zmienia. Ostatnio eksponuje się w mediach przejawy profesjonalnego odżywiania, treningu etc.I tutaj musimy podziękować państwu Annie i Robertowi Lewandowskim. Oni lansują – boję się trochę tego określenia, ale go użyję – wręcz przesadny profesjonalizm. Z tym, że słowo „przesadny”, nie jest tutaj nacechowane negatywnie. Chwała im za to! Ale co by było, gdyby ten sam Robert Lewandowski zrobił coś głupiego i został by na tym przyłapany? Media to podchwycą, nagłośnią, bo wiedzą, że to się kliknie. I co wtedy? Jakiś młody chłopak to przeczyta, zrobi tak samo i odpowiedzialność spadnie na Lewandowskiego? Moim zdaniem odpowiedzialne są media, bo to one tę sprawę nagłaśniały. Dziennikarze też muszą czuć jakąś odpowiedzialność za to, jakich piłkarzy na przyszłość kreujemy. Jeśli im na tym oczywiście zależy.
Robert Lewandowski ma jednak świadomość, że nazywa się Robert Lewandowski, nie Jan Kowalski!To prawda. Chodzi mi jednak o to, że – powtórzę to – jesteśmy młodymi ludźmi, którzy mają trochę pieniędzy i czasem wydają je w sposób, który nie każdemu może się spodobać. Nie chcę żyć z taką świadomością, że muszę robić to, co wypada. Ja chcę robić to, na co mam ochotę, bo mam do tego możliwości. Uważam, że swoją ciężką, bardzo ciężką pracą od małego, zasłużyłem sobie na to, żeby być w takiej sytuacji finansowej i społecznej, żeby żyć dokładnie tak, jak mi się podoba. Nie po to od ósmego roku życia pracowałem ciężej niż wszyscy moi koledzy, którzy wtedy robili sobie głupie rzeczy. Ja nie, bo chciałem wejść na taki poziom, który pozwoli mi na robienie tego, na co mam ochotę, w ramach profesjonalizmu oczywiście. Myślę, że to jest przywilej piłkarzy, a nie nasza odpowiedzialność.
źródło: laczynaspilka.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz